Skandia Maraton Warszawa
-
DST
38.00km
-
Czas
01:31
-
VAVG
25.05km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
W piątek zadzwonił kolega z Lublina i powiedział że przyjedzie z synem do warszawy na maraton. Nie widzieliśmy się długo więc trzeba się było spotkać. Umawiamy się o 10 na agrykoli skąd startuje maraton. Kumpel przyjechał z synem i kolegą Andrzejem. Andrzej jedzie na 60 km, Mariusz z synem na 38. Ponieważ jedyny rower jaki mam to surly decyduje się na 38 km jako "wóz techniczny". Maraton płaski jak stół, wiec wiadomo, że będzie szybko. Startujemy 5 min po dystansie medio, jak zwykle wszyscy niesieni adrenaliną i tłumem cisna po oporach. Pomimo niezbyt przyjaznych opon lecę sobie w peletonie te marne 30km/h i właściwie jest ok.
Po 8 km na wale widzę wracającego pieszo Andrzeja. Złapał kapcia, nie miał zapasu wiec dla niego wyścig się skończył. Jadę poza klasyfikacją więc zatrzymuje się i oddaję mu własny zapas. Andrzej trochę oponuje, ale dał się przekonać i z małymi problemami upychamy moją 2,5" dętkę do jego semi slica 2,0:) Wymiana zajęła sporo czasu i właściwie wszyscy nas wyprzedzili. Lecimy co koń wyskoczy i mijamy kolejnych maratończyków, do mety będzie ich prawie 70 szt. Gadamy o wyścigu, Andrzej sprawdza maxa i okazuje się, że lecieli 49,5 km/h. Aż strach pomyśleć jaką prędkość na prostych mieli chłopcy z grand fondo. Po wyścigu chłopaki jedzą posiłek i żegnamy się. Ja do domu na pizze, oni do Lublina. Po powrocie do domu okazuje się, że mój syn który zarezerwował sobie mojego górala nigdzie nie pojechał. Trudno, trzeba więcej jeździć, a pudło musi poczekać:)
Kategoria Rozruch